Cześć.
Ktoś tu wzbudza dziką panikę, że blog obumiera. Powiem - nie obumiera. Dorósł, dlatego działa zrywami.
Niech nikt nie usiłuje mi wytykać, że szukam wymówek na siłę. To nie tak. Blog jest na tyle dorosły, że posty nie muszą być regularne.
Tak wnoszę po tych czterech i pół tysiącu wyświetleń. Jestem optymistyczna, że aż zęby bolą ;w;
W każdym razie - chociaż przyszedł listopad, żyję, nie zahibernowałam. Biochem nie może sobie na to pozwolić.
Z chemii mamy już 40 lekcję. O dziesięć więcej niż lekcji tego samego przedmiotu w klasie pierwszej, przez cały rok. Rozszerzenia nie radość. Przędę cienko, ale i tak jakoś zapracowałam (nie wiem, w którym momencie) na łatkę tej mądrej. Jedyne, co mogę z tym zrobić, to skwitować wzruszeniem ramion i lekkim szokiem.
Ponadto zbliżam się o kolejny rok do zgonu, hum hum. Nie potrafię jakoś uwierzyć, że w zasadzie za rok będę postrzegana przez prawo za osobę dorosłą, dojrzałą psychicznie dość, by dać jej pełnię praw do decydowania o sobie. Wydaje mi się to równie abstrakcyjne co wzory kropkowo-kreskowe (dobra, ale je w końcu opanowałam).
Poza szkołą i siecią w zasadzie nic się nie dzieje. Żyję z dnia na dzień, a każda doba przypomina tę już minioną. To smutne, że życie sprowadza mi się do utartych schematów, a nie mam nawet pomysłu, jak z tej pętli wyjść...
Wy też tak macie?
U mnie to wszystko, to całe narzekanie i przybicie wynikają zapewne ze zmian ciśnienia i obecnej godziny, o której piszę. Zaraz kończę.
Nie mam na razie więcej do wygarnięcia swojemu życiu.
Piosenka na dziś (na jutro tyż):
Hatsune Miku - 1year
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz