Posty tylko od jednej osoby:

sobota, 30 maja 2015

Wysadzę wszelkie góry w powietrze

Jak tylko udoskonalę mój osobisty skill Puddingu Strike, przysięgam zrównać teren od wartości granicznej wyżyn wzwyż.
Na terenie Europy, bo dalej mi się nie chce.
L: i pewnie w Japonii, jak pojedziesz.
Niewykluczone.
Jak świętowałam powrót po czterodniowej wycieczce po cholernych górach, gdzie to przynajmniej pięć razy śmierć mi się kłaniała, a gardło zaczęło krwawić od świeżego, w uj zdrowego powietrza? Sprzątaniem kartonów, gdyż bowiem mój pokój był remontowany, taka tam niespodzianka na Dzień Dziecka.
Pokój wygląda świetnie (czerwony, na jednej ścianie tapeta z kwiatami wiśni), ale ogarnianie zawartości tych zawszonych pudeł to zbyt wiele.
Wycieczka, pomijając piesze pokonywanie pierdyliarda kilometrów(dzięki Niebiosom, że nie miałam... no. Wiadomo czego, bo bym zdechła po pierwszej trasie), zapamiętam nieźle.
W ośrodku mieli nawet wifi. Ale byłam zajęta ogarnianiem hińskich bajek, by uzupełnić posta. Sorki.
DW jest zarąbiste. Składam w tym miejscu pokłon wrocławskiej Yattcie. I Sataniście (i tak zapomnisz, że już kupiłeś mi urodzinowy prezent :v).
Okazało się, że moja wychowawczyni, mimo obietnicy zachowania dyskrecji na temat mych rozważań o zmianie szkoły, jakoś roztrąbiła to po klasie. Tym samym przyspieszyła i potwierdziła moją decyzję o transferze do tzw. 'jedynki'. Szach mat.
W ogóle w nocy z czwartku na piątek zostałam Dzierzbowatą (od ptaka dzierzby, po seansie DW została mi taka naleciałość) Czarodziejką Budyniu. Tylko takim niedorobionym budyniem, ale mniejsza. Awansowałam w piątek, zostając Wspaniałą Obrończynią Sprawiedliwości (level nabiłam, jedząc pałeczkami i odnajdując sklep mangowy w obcym mieście). Nie pytajcie, co nam odbiło z tymi mahou shoujo.
L: to wynik syntezy Puella Magi Madoka Magica i Yondemasu yo, Azazel-san, przyprawione nyo-rin!schizofrenią.
Dzięki za wykład.

Jutro jadem do Łodzi, myślę, jak przetrzebić dychę pozostałą po wycieczce, muszę się pewnie pouczyć polnish na wtorek (sprawdzian, NOCHYBAHAHANIE), zrobić tabelkę na informatykę... Palnę sobie w przyszłości w łeb.
Piosenka na jutro (dziś nieco późno ten post...):
Fade - One Reason
Nie pozdrawiam, bo gadam przez nos. I to jest kimochi waru.

Yaaaaaay, wycieczka!!!

No siema.
Nie pisałam, bo byłam na wycieczce.
4 dni.
W górach. (Karpacz i okolice)
I teraz "w skrócie" rozpiszę co się działo.
Dzień pierwszy, czyli przyjazd, po drodze zamek w Wałbrzychu (Książ). Łażenie. Nuda. Nie dali Cyklonu B jak wychodziliśmy.
Nocka ciekawsza, bo oglądanie "Deadman Wonderland" z Karu, Satanistą-Zboczuchem i Ewangelią (która tylko przelotnie patrzyła, ale co tam). Koło 3 zasnęliśmy. Obudziłam się o 5:30 (co mnie zdziwiło fhuj), ale i tak dopiero podniosłam się po 7, bo po co wcześniej? xD
Drugi dzień, to było chodzenie po górach. Było fhuj zimno, bo to góry :v
Nocka to było kończenie DW i rozpoczęcie PsychoPass, ale byliśmy tak zmęczeni, że usnęliśmy koło północy.
D: Bo PP było nudne po prostu.
Cichaj.
D: I prawie spałaś z Satanistą.
Wcale nie! Wlazłam do jego łóżka tylko po to, żeby Karu i Ewangelia mogły podłożyć mu ślimaki pod kołdrę. Ale nie wyszło.
Trzeci dzień znów łażenie po górach. Tym razem na jakąś górę 1400m (wyższa od tej pierwszej) i przy okazji zaliczyliśmy dwie mniejsze (thats what she said). W niektórych momentach było zabawnie, jak chodziliśmy po ułożonych w ścieżkę gołoborzach (niektóre się ruszały), albo jak już schodziliśmy i zostaliśmy w 5 osób strasznie z tyłu i już myśleliśmy, że się zgubiliśmy (nie ważne, że droga była prosta).
Noc trzecia była najciekawsza. Graliśmy w butelkę (ale nie długo, bo tak jakoś zmieniło się to w kółko rozmów o wszystkim), Satanista dostał zadanie, by pójść do wychowawczyń i powiedzieć im, że skończył mu się papier toaletowy (poszedł i dostał :v). Wychowawczynie miały mini wkurf, ale nieważne xD
No i potem przemieniliśmy się w czarodziejki.
Ja w kokosową
Karu w budyniową
Satanista w bananową.
I potem oglądaliśmy wróżbitę Macieja xD
I poszłam spać o 4:00, bo już wszyscy spali.
Ostatni dzień to powrót+Wrocław.
Odwiedziliśmy sklep mangowy we Wrocku, gdzie Karu zakupiła dwa tomy DW, wienc ma zaciesz.
Ale też polepszyła swój skill w jedzeniu pałeczkami. KFC orientalne wygrało.

No i dziś. Byłam ze starym kolegą wszędzie. Znaczy, łaziliśmy po lasach i polach. I przemokliśmy, bo padało xD
Nieważne. Kończę, bo już robię wszystko naraz, więc nie mogę się skupić (fake multitaskingu modzno)
Do przyszłości!

niedziela, 10 maja 2015

Allah akbar

Pisałam tu ostatnio w listopadzie. Dzisiaj dostałam wiadomość z groźbą od Karu, że mam tu napisać (tak serio to groźby nie było, ale i tak brzmiało groźnie). Post będzie bardzo długi, ostrzegam. Co się zmieniło od tamtego czasu? Nie mam już chłopaka. Zerwałam z nim w lutym, przed walentynkami. Meh. Mam wrażenie, że zgodziłam się z nim chodzić tylko dlatego, że byłam podniecona, że komuś się podobam i nie chciałam złamać mu serca? (i tak to zrobiłam ;-;) Ogólnie przestawaliśmy gadać, trochę mnie irytował, stawałam się oschła, wrażliwa na dotyk i w ogóle. Przez 6 miesięcy "związku" największym wyczynem był buziak w policzek.
Meh. Cieszę się, że to zrobiłam. Czułam się jak w klatce.

Od lutego strasznie dużo się zmieniło. Postanowiłam spotkać się z internetowym znajomkiem (spotkanie po jakimś półtorej roku kiedy mieszkacie w jednym mieście ( ͡°, ͜ʖ ͡,°)) Mój introwertyzm poszedł się pierdolić. Zaczęliśmy wychodzić jakieś średnio 2 razy w tygodniu, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Pewnego razu, gdy spacerowaliśmy zauważyła nas jego ówczesna dziewczyna. Zrobiła mu awanturę (nie przy mnie), jej przyjaciółki zaczęły wysyłać mi wiadomości, niszczyć mi życie, ogółem wyszło tak, że ja odbiłam jej chłopaka.
Tak się dziwnie złożyło, że zaczęłam pisać z tą jego dziewczyną i się zaprzyjaźniłyśmy, chociaż powinnyśmy się nienawidzić. Ostatnio na spacerze z nią spotkałyśmy jedną z tych, które mi groziły i mnie przeprosiła woo. Zerwali ze sobą, ja miałam przez te koleżanki straszne poczucie winy, że to jednak przeze mnie, ale i on i ona pocieszali mnie, że to nie moja wina... Sytuacja bardzo pokręcona.
Równocześnie z tymi wydarzeniami straciłam swoją najlepszą przyjaciółkę (internetową od razu podkreślam, ale i tak była dla mnie najważniejsza na świecie). Cały czas nie mogę się po tym pozbierać, ale widać tak miało być, a jej jest beze mnie dobrze (nie, to nie ma żadnego powiązania z poprzednią sytuacją).
Co jeszcze? Na lidze (konkurs) widziałam jak jakiś chłopak tańczył wokół mojego byłego. Reakcja była taka "lol tańczy jak debil, musi być fajny". Zaczęłam wypytywać byłego kim on jest. Powiedział mi, ale zaczął mi mówić o nim różne, najgorsze rzeczy (meh, jak zaczęłam się spotykać z jego innym znajomym to było to samo). Tak się złożyło, że niedługo później napisał do mnie inny znajomy (ten znajomy, o którym wspomniałam w nawiasie). W tym momencie powinnam wprowadzić oznaczenia
J - mój były
E - ten co z nim tańczył
K - ten trzeci
Zaczęłam pisać z K, spotkaliśmy się, wspomniałam mu o E. Zaczął mi o nim opowiadać (same dobre rzeczy, niwelując to co powiedział J). Namawiał mnie bym do niego zagadała, ale ja, ofc, bałam się. Podrzucał mi różne tematy, o których mogłabym z nim gadać. W końcu się odważyłam i tak jakoś wyszło, że w dwa tygodnie wiadomości nabiliśmy 5 tysięcy wiadomości. Teraz, po trzech tygodniach będzie pewnie z 8 czy 9 tysięcy, ale popsuł mi się licznik. J jest okropnie zazdrosny o to, że zadaję się z E i K. Twierdzi, że zabieram mu znajomych "bo moi są głupi hehe" i mam się od nich odczepić. Co ciekawe - J ma ich w dupie od dwóch lat :') no cóż.
Wczoraj postanowiłam spotkać się z E. Gdyby nie to, że jestem straszną pierdołą - było super, E jest super XD Zadzwoniłam do niego by spytać gdzie jest. Zamiast "halo" krzyknął "Allah akbar" XD
To było nasze pierwsze spotkanie, więc strasznie się denerwowałam. Siedziałam na ławce, a on przyszedł z kolegą. Nie zauważyli mnie i ominęli, więc czaiłam się za nimi. Zauważyli mnie, ja schowałam twarz w dłonie, wydukałam "hej" i strasznie się trzęsłam, ale w końcu się oswoiłam. Chyba... potem i tak mi waliło na dekiel. Usiedliśmy na ławce, E wyciągnął telefon, zaczął puszczać islamskie dzwonki na telefon (ma aplikację ;-;) i machać rękami jakby się modlił. Z ciekawości zadzwoniłam do niego by zobaczyć jaki ma dzwonek.
Nie rozczarowałam się, były to odgłosy ataku bombowego z krzykami "Allah akbar" XD Uwielbiam gościa.
E często dokuczał mi jeśli chodzi o wzrost (on - 185 cm, ja - 160 cm ;----;) przez co ja go ganiałam, a on uciekał (MIAŁAM WZIĄĆ KABEL I ZAPOMNIAŁAM ;____;).
Łaziliśmy sobie, w pewnym momencie jego kolega sobie od nas odszedł i chodziliśmy sami.
Najlepsze było na sam koniec kiedy się pożegnaliśmy.
Ja: Mogę Cię przytulić?
E: Okay
Ja: *przytula*
On: *stoi nieruchomo*
Ja: No obejmij mnie debilu D:<
On: No dobra ;____; *obejmuje*
Potem i tak szliśmy w tę samą stronę, a potem jeszcze wszedł ze mną do sklepu XD Ogólnie było fajno.
Chyba nie uznał mnie za aż tak popierdoloną chociaż go ugryzłam.
Nie pytajcie.
Muszę przeprowadzić ankietę, więc spytałam go czy pójdzie ze mną. Jest o wiele lepszy w kontaktach międzyludzkich ;w;

Jutro, albo kiedyś tam opiszę zeszłą niedzielę, bo też jest o czym mówić XD

Buszujące w pokrzywach- historia prawdziwa.

Tak. Wprowadziłam Karu w pokrzywy. No, ale kto by pomyślał, że tam będzie rzeka? Może to była ta trzecia, mityczna rzeka w naszym mieście? Nie wiem.
Karu chociaż trochę poznała terenu... I poćwiczyła wrzeszczenie mojego imienia...
Nah, przerwa techniczna, zmienię piosenkę, bo przy Centhronie ciężko się skupić.
Lepiej, już leci Dubbie.
Co mogę powiedzieć o wczoraj... Połaziłyśmy, widziałyśmy małe kotki, gadałyśmy o życiu i wgle. Czyli to co zawsze. Co mam dodać? Karu już wszystko opisała... Ja tylko mogłam mieć z niej wewnętrzny ubaw ^.^
D: No, było zabawnie. Wolałem jej nie popychać do wody bo by nas zabiła xD
I dobrze.
W piątek byłam na kolejnej sesji wróżbiarskiej u Satanisty-Zboczucha. I tym razem wyszło, że ktoś mi zrobi świństwo na wycieczce przez co "zostanie naruszona moja kobiecość". Wciąż nie rozumiem o co w tym chodzi. I nie będę się przejmować. Co ma być, to będzie. Już się nauczyłam, żeby się nie przejmować tym, co wychodzi we wróżbach (np. że moim problemem jest brak problemu).
Może teraz coś o szkole... Rozpiździel w lekcjach, bo matury. W piątek kończyłam lekcje o 11:30. Jutro kończę o 12:25. Żyć, nie umierać. No, dobra, trzeba umierać, bo ten zmieniony plan ;-; Zacznie się rzeź niewiniątek (no-może-nie-do-końca-niewiniątek-bo-moja-klasa-nie-jest-wcale-taka-niewinna).

Narzekam na brak weny i brak pomysłów. Jedynie mogę rysować kucyki z autyzmem. Chociaż chcę się wziąć za rysowanie ludzi. To będzie mieszanka autyzmu, artyzmu i onomatopei jedzenia bigosu. Nie pytajcie xD.

I tak samo nie mam weny i pomysłów na pisanie tu, więc skończę, żeby zachować resztki godności.

Piosenka na TERAZ:
Getter- Dubstep is dead
https://www.youtube.com/watch?v=gAcM0dj_o8s

Buszujące w pokrzywach

Ostrzeżenie. Nigdy nie słuchajcie Potato, gdy ta proponuje jakieś przejście DOKĄDKOLWIEK na skróty.
Skończycie jak ja.
Serdecznie was witam z samego rana, cierpię na zespół szkolnego wstawania nawet w weekendy.
Ah, może wytłumaczę moją gorycz w stosunku do tej idiotki.
Otóż dnia wczorajszego wspólnie z Obsidią postanowiłyśmy skończyć spotkanie obżeraniem się pierniczkami korzennymi na takim fajnym polu niedaleko mojego domu. Akurat gdybyśmy wybrały moją drogę dostania się tam, zrobiłybyśmy spore półkole.
Dlatego oskarżona zaproponowała "skrót". Nie mieszka w mojej okolicy, ale stwierdziła, że z całą pewnością ulica, którą wtedy szłyśmy, musi mieć skrót na to pole. Głupia, nieświadoma ja jej uwierzyła.
Ta jej pewność sprowadziła nas w pokrzywy, a upragnione pola dzieliła rzeczka o wysokich brzegach, nie było jak przejść. Ziemniak uparł się, że na pewno znajdziemy mostek, więc ruszyłyśmy w górę rzeki (chwała nam). 20 przeklętych minut przedzierałyśmy się przez pokrzywy rosnące do pasa (której to jednego pędu złapałam się w panice, gdy zachwiałam się na węższym kawałku drogi), jeżyny, ja musiałam łazić przez siatkę (w jednym miejscu był spad ziemi i ciasno rosły drzewa, a ja miałam śliskie podeszwy), napatoczyłyśmy się na kilka pajęczyn...
Słowem - no ubaw po pachy. Chyba piętnaście razy wywrzaskiwałam imię Potato, wściekła do granic możliwości.
A potem okazało się, że telefon magicznie skasował mi kilka najnowszych piosenek. Więc trafił mnie jasny szlag.
Teraz będziecie musieli poczekać na sprawozdanie P. (wczoraj zatrzymało ją OSU. Głupia 78), ja swoje się wyżaliłam.
Ogólnie to teraz ja gonię na pisanie Pamiętników, a nie ona. Hehe.

Wiecie, otworzyli nam już park miejski. Chyba rok go dopieszczali - dosłownie. Jest teraz piękny...

I zgadnijcie, kto nie idzie w poniedziałek do szkoły, bo matury okroiły mu lekcje...
Uff. No dobra.
Nie mam co więcej pisać. Odfajczę chyba Piosenkę i staram się jeszcze usnąć.
A zatem...

Piosenka na dziś:
Kalafina - Kimi no Gin no Niwa (Your silver garden)

środa, 6 maja 2015

Majówka vs nuda

Cześć pyreczki!
Nie wiem, czemu Karu tak bardzo nalegała na mój wpis na "Pamiętnikach", skoro już zabrała mi temat do pisania (głupia glizda, ale i tak ją koffam).
Co mam powiedzieć? Cieszę się z końca przedłużonej majówki, bo już zaczynam się nudzić, łażę z kąta w kąt i nie wiem co mam z sobą począć.
Niby mogę oglądać animu, ale ile można? Obejrzałam wczoraj film z Madoki, ten co niby wyjaśnia wszystko, a mi to jeszcze bardziej pogmatwało! #rzal #buldupy
D: POLECAM YONDEMASU YO, AZAZEL-SAN!
Ah, Dezemu to anime przypadło do gustu. No, mi w sumie też, ale się tak nie jaram nim...
D: Wcale! A kto ma cały folder z artami Akutabe?
J-Jak ty się o nich dowiedziałeś? I wcale nie cały folder! >.< Sio, to mój post!
D: *siada obok i patrzy z oburzoną miną*
No. Spokój.
Więc... O czym ja to? Ah, tak.
NIGDY NIE OGLĄDAJCIE MAHOU SHOJO MADOKA MAGICA, JEŚLI CHCECIE ZACHOWAĆ ZDROWY ROZSĄDEK I NIEROZJEBANY MÓZG.
Pozdrawiam ^.^

Hejcę na tych, którzy zmieniają nam plan lekcji, bo jest straszny ;-;
Dwa polskie w środę i dwa angielskie w czwartek, w poniedziałek fizyka z chemią... Jeśli wytrzymam te dwa miesiące z takim planem, to będzie cud! A potem wakacje i znowu nuda... I we wrześniu znów...
Gdyby nie ta szkoła, zanudziłabym się na śmierć. Naprawdę.

Chyba pójdę dalej oglądać jakieś animu. Do przyszłości!

poniedziałek, 4 maja 2015

*nie zdobywa się nawet na pisk fangirla*

Hej... wie ktoś może, gdzie kursują tramwaje idealne?
Nigdzie.
Jestem po... półgodzinnej jeździe takim cackiem wysokopodłogowym, wybrałam diablo nasłonecznione miejsce, kolebotało mną, ale przynajmniej był przeciąg.
No. Wybyłam z Potato na cały dzień do Łodzi. Dokładniej naszym celem była Piotrkowska. Potem jeszcze udało się nam zajrzeć do GŁ, zgłodniałyśmy, a tam było KFC. Chyba zgubiłam kilogram TT-TT
Doszłam dziś do wniosku, iż to źle, że Obsiś (nie dociekać, skąd to zdrobnienie, jestem po prostu wyczerpana i to z jej winy) została mangozjebkiem. Czemu?
Otóż bite pół godziny spędziłyśmy w sklepie z komiksami, przeglądając plakaty i duży karton przypinek, goniąc z L z DN.
Hejt soczysty, zwłaszcza że nie znalazłyśmy.
(Mieli za to cudny plakat z Ene i tą nieudaczną dziewicą, jednak 5 zł nieco straszyło mój skromny budżet)
Ale dostała w łapy przypinkę z Chrysalis i też jej wystarczyło.
W innym sklepie znalazłam dwie cudne przypinki z Danganronpą - Komaedę (cierp, ma waifu) oraz Syo (na oddzielnych rzecz jasna). No i zbiedniałam o osiem złotych polskich.
A to, że zmarnowałam pieniądze na nauszny kolczyk ze smokiem (też 5 zeta, a to była okazja, jak u mnie takowe kolczyki kosztują... 15?), to już w ogóle pomińmy. I nie zwracajmy uwagi na mą logikę, jakoby plakat za tę samą cenę był za drogi, zaś kolczyk w sam raz.
Potem odwiedziłyśmy KFC, moim zdaniem ono bije Maca na głowę. Kurczak jest kurczak, a sosy to poezyja.
Udało nam się złamać prawo, bo durne światło na przejściu uznało, że jeszcze potrzyma nas na chodniku, a przed nosem przejechał nam potrzebny autobus. Zatem logicznie ruszyłyśmy biegiem za nim, akurat nic nie jechało.
Niestety jakiś biały dostawczak wlekł się przed nami niemiłosiernie, tramwaj do domu wesoło odjechał. Wróciłam tym o 17:16, Ziemniak została w Łodzi. Spokojnie, ma świetne towarzystwo ^^
Jutro spotykam się z Syriuszem, mam nadzieję, że dzień również uda się jak dzisiejszy. Błogosławione matury, obyście jeszcze załatwiły mojego polonistę.
Odczuwam konsternację - za namową Ziemniaka obejrzałam Yondemasu Yo, Azazel-san. Nie powinnam była tego oglądać. To anime typu "tak głupie, że aż śmieszne". Zboczeństwa, demony... no nic, punkty intelektu (czego?) poszły precz won.
Cóż...ja się będę zbierać - pies domaga się wyjścia, a czeka na mnie jeszcze Śmierć na 1000 sposobów, tak oto jestem zajęta ^=^

Piosenka na dziś:
BRADIO - Flyers (OP do Death Parade)