Posty tylko od jednej osoby:

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Kiedy wakacje stają się tyradą...

Hej. Niby mam tyle do powiedzenia, a nic nie chce przejść przez mą klawiaturkę... Minęło ponad pół miesiąca od ostatniego postu. I od razu przepraszam tych, którzy to czytają... Po prostu nie mam czasu na to.
Odpalam starą muzę i już zabieram się za opisywanie, co ciekawego działo się przez ten czas... Całe 20 dni, prawie 3 tygodnie... Tyle do opowiadania...

Przez pierwszy tydzień po obozie miałam mega lenia, praktycznie siedziałam w domu... Więc nic ciekawego się nie działo. Potem zaczął się sierpień, było spotkanie poobozowe, na którym o dziwo nie płakałam... Jakoś bardziej tęsknie za ekipą z tamtego roku, bo na tym obozie była jedna osoba której nie lubiłam, ze wzajemnością... Troche mi uprzykrzała życie, ale jakoś wytrzymałam... No i dostałam obozowe fotki... Całe 1200 zdjęć. No i tu małe hejty na zdjęcia z zaskoczenia. Zawsze. Wychodzą. Okropnie. A zwłaszcza ze mną. Ja zawsze wychodzę okropnie na zdjęciach. Cóż poradzić.

Po spotkaniu poobozowym zaczęłam się spotykać z jedną osóbką z obozu (dziewczyna, powiedzmy przykładowo dajmy jej na imię... Grażyna...). No i razem z Grażyną łaziłyśmy po mieście, mieliśmy małe przypały w KFC (kupiliśmy napój z dolewką i robiłyśmy mieszanki wszystkiego, takie tam pierdoły)... i w końcu doszło do tego, że załatwiła mi małą robótkę (pomoc cioci Grażyny przy rozkręcaniu się jej nowego sklepu...). I przez ostatni tydzień tak praktycznie robota i robota. Pomijając środę, kiedy razem z Karu i Teni i właśnie Grażyną wybrałyśmy się do Portu Łódź... Też były przypały... I prawie serce mi stanęło, kiedy mój telefon odmówił posłuszeństwa. Nie chciał się włączyć. Szał i zgrzytanie zębami. Próbowałam go naprawić, raz się nie udało. Pół dnia bez telefonu, a potem musiałam mieć taki, którym tylko można dzwonić. Niby nie tragedia, ale wiecie... Ja wolę mieć fona przy sb, bo muzyka... Która mnie uspokaja. Czasem.
Ale udało mi się. Naprawiłam go. Wystarczyło system wgrać od nowa. I moje cenne ulubione blogi z ff zginęły bez śladu... Teraz je odnaleźć...

Tym się będę musiała zająć potem...
W sobotę byłam na starówie (najbardziej odwiedzana część miasta) i pod moją starą szkołą (już teraz "starą" ;-;) i spotkałam tam parę osób z obozu (jedź na obóz-znasz część miasta...) i w tym jednego Grześka (imię zmienione). Ale z nim historia inna.
Teraz powiem wam, co robiłam dzisiaj...
No, zasnęłam sobie po 02:00 w nocy dzięki jednej ważnej osobie, która obiecała mi spotkanie w najbliższym czasie. Byłam w małym stanie euforii, póki ta sama osoba mnie nie wkurzyła. Paru osobom się przez to oberwało. Jak roznosiłam ulotki to trochę się wyżyłam na gościu, który nie chciał mi otworzyć drzwi... Ale to jeszcze nie wszystko. Tu na scenę wkracza Grzesiek. Napisał do mnie na fb. Na początku tak niewinnie, takie wiecie... "Cześć co tam? Co porabiasz?" I tak dalej... Zarzucił jakimiś "mądrymi" tekstami z dupy. Potem po prostu ni z tego ni z owego spytał się o to czy jestem wolna. A, że jeszcze byłam troche rozdrażniona to wiecie, ironia, sarkazm i cynizm. Troche pojechałam po gościu, nie zostawiłam na nim suchej nitki. No cóż... To jak drażnienie śpiącego smoka...
A teraz znów się głupio uśmiecham do monitora, bo wciąż się śmieje z tamtego Grześka...

Nie martwcie się, nie zapomniałam o Dezyderym.
D: Ja żyję!! Fanki, dalej możecie wysyłać staniki!
Dude, ale nikt ci jeszcze nie wysłał...
D: Nieprawda! Wysłał!
To, że wziąłeś sobie mój stanik z szafy i zacząłeś biegać z nim jak szalony, to nie znaczy, że go wysłałam...
D: Ej! Miało się nie wydać!
Cóż, ja nie okłamuję moich czytelników.
D: Jeszcze.

Tak, tak... Dobra, kończę posta, bo piszę go chyba 2 godziny... Wiecie... Przy okazji sprawdziłam Fejsa, zagrałam w osu itp...

No i muszę się rozliczyć z pewnym anglikiem...
Narka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz