Hejo Ziemnioczki :P
Tak, zaczęłam wreszcie robić rzeczy, które odkładałam od wielu dni/tygodni.
Np. Zmiana wyglądu tego bloga. Od razu czytelniej, prawda?
D: nie.
Oczywiście, że tak -.-. *szepczę* Dezy jest dzisiaj nieco poddenerwowany, bo nad głową szumią grzmoty... Ciekawe czego się boi...
D: Słyszałem!
Cholercia... Jak?
D: Bo widzę, co myślisz?
Zapomniałam o tym... -.-
Eh, jeszcze burza idzie, dzięki -.-
*30 minut później*
No, już po wszystkim.
D: nie sądzę.
Dobra, cii, to mój post!
Miałam wam wytłumaczyć o co chodzi z Marchawką Śmierci... Otóż wiąże się z tym zabawa w "Mincraftowgo" chowango (Ja z eliksirem niewidzialności szukałam kolegi i go trollowałam), i przebiegając przez Mincraftowe pole, rozwalił marchewki i tak jakoś wyszła "Marchawka śmierci", która zginęła, bo ten kolega ją zjadł ;_;. Ku pamięci Marchawce Śmierci [*]
Teraz: o co chodzi z Horacym? Tu wiąże się historia pewnego "taniego hiszpańskiego romansu", który napisałam (miała być użyta do przeróbki historii Teni, która zamknęła swojego bloga ;_;). Może niedługo wam to przepiszę. Ale to chyba.
No i historia "dzieci ptaków"... Polecam zajrzeć do serii "Maximum Ride" James'a Pattersona. Jest naprawdę ciekawa.
Dobra, kończę i idę dalej robić to, co obiecałam sobie szmat czasu wcześniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz