Miałam dzisiaj nic nie pisać, ale jednak coś wystukam...
W sumie dzisiejszy dzień był ładny i słoneczny. I kolorowy... I wgle. Dlaczego?
Bo waszej miłej (D: Taaa... Miłej...) Sałatce Ziemniaczanej (ale głupi nick... Kto go wymyślił?
D: Ty...
Ach, to jest super ;P) nie chciało się ćwiczyć na podwójnym WF-ie. Zgłosiłam brak stroju i przez całą godzinkę siedziałam na ławeczce z słuchawkami na uszach. Chociaż z tego wywija się ciekawa historia: Uczennica Kaszanka (nazwisko zmienione- w sumie to pierwsze słowo, jakie mi przyszło na myśl ;_;) tak jak ja miała słuchawki w uszach (tylko takie douszne, ja miałam te takie jak są np do kompa- bo douszniaki mi się popsuły ;_;) i przy okazji grała w Flappy Bird (D: nienawidzę tej gry!). Wuefista (tak, mamy pana ;/) przyuważył to i zabrał jej fona. O mnie nic nie mówił, mimo tego, że czarne słuchawki było bardziej widać niż te, które ona miała w uszach... A oczywiście muza z fona leciała (Nie możemy używać urządzeń elektronicznych na lekcji)... FUCK LOGIC!
Dobra, ale pomijając to, to lekcje minęły pędzikiem. A WF, o dziwo, mieliśmy tylko jeden, bo te dziewczyny, które mają iść na zawody miały ćwiczyć grę (niby ja też należę do nich- jak ja w kosza od 3 miesięcy nie grałam, jak nie dłużej... Nevermind.), a reszta mogła iść do domu (mimo tego, że nie ćwiczyłam, miałam zostać, ale rzuciłam mu parę słów i mnie wypuścił).
No i to ni tylko był powód na przebycia tego dnia z uśmiechem na mordce (jak to Karu czasem mówi...). Dobrą wiadomością jest to, że już ostatni dzień noszę "zestaw chorobowy", czyli: czapkę zawiązywaną pod brodą (strasznie wieśniacka, ale grzeje poliki ;P), ciemnoczerwony, gruby sweter (w którym gotuję się jak jajka na twardo), dresiaki (to samo, co w przypadku swetra) i grube, puchowe skarpeciaki (dzięki którym mogę się ślizgać po panelach). Oh, i zapomniałam o arafatce, która grzeje gardziołko, żeby nie bolało (w sumie już nie boli, ale nigdy nic ni wiadomo.
No i oczywiście dzisiaj pozwoliłam sobie na leniucha i po powrocie do domu walnęłam się na wyrko i spałam do 18. Achh... Tylko ciekawe, jak ja teraz zasnę...
D: Miałaś się nie rozpisywać
*ignoruję go*
Dzień nie byłby dniem, gdyby nie coś, co by mnie wkurzyło. Otóż Zajęcia Artystyczne! Nie, nie chodzi mi o dzierganie jakimś patyczkiem z haczykiem, którym można by rozciąć przełyk, czegoś, co fizycznie nie powinno mieć prawa bytu (wystarczy za mocno pociągnąć któryś sznureczek...), jak opętany (wow, łapicie się w tych moich długaśkich zdaniach? Bo ja nie.). Ja chodzę na tą "skomputeryzowaną" część (nie byłabym sobą, gdybym tam nie poszła) zajęć, czyli techniczne. I do tej pory robiliśmy wszystko w Inkscape'ie, który w miarę ogarniam. A teraz co? Zaczęliśmy GIMP-a! (Tzn. tylko popatrzyliśmy, czy mamy go na kompach...) On jest jak taki hiper-super-mega-rozbudowany Paint. Tam się nie da rysować tak jak chcę, bo nie ma pokazane, jak krowie na zakręcie, że można wszystko robić z figur geometrycznych (co najbardziej mi pasowało w Ink-u). No cóż, zobaczymy za tydzień.
No i jutro te męczące kursy... Polski i Chemia... O nich rozpiszę się jutro.
Dobra, kończymy, bo długo coś klikam w te klawisze...
D: Boże, kto to czyta w ogóle?
Nie wiem. Piszę, BO MOGĘ!
D: Tak tak, wykręcanie się Beczką. Jakie wygodne.
Dobra, koniec, bo to nie miało być tak długo.
Nutka na jutro:
CaptainSparklez ft.TryHardNinja - Take Back The Night
Radzę się wsłuchać w tekst, nie patrzcie na teledysk, bo jest wyjęty z kontekstu, IMHO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz